Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zostało wiele do zwiedzenia

Bernard Łętowski
(  O nowej podróży pomyślę na wiosnę – zapowiada Teresa Bancewicz.   fot. Marcin Oliva Soto
( O nowej podróży pomyślę na wiosnę – zapowiada Teresa Bancewicz. fot. Marcin Oliva Soto
Teresa Bancewicz, 84-letnia autostopowiczka z Bolesławca, właśnie wróciła z Kuby Nocowała na plaży, jeździła stopem po Hawanie. Nie widziała Fidela Castro, a po drodze została okradziona To była podróż jej ...

Teresa Bancewicz, 84-letnia autostopowiczka z Bolesławca, właśnie wróciła z Kuby
Nocowała na plaży, jeździła stopem po Hawanie. Nie widziała Fidela Castro, a po drodze została okradziona

To była podróż jej marzeń. O Kubie myślała od lat sześćdziesiątych. Zawsze coś jej stawiało na przeszkodzie. Ale wreszcie się udało. Wyruszyła we wrześniu. Najpierw do Luksemburga. Tam jak zwykle sprzedawała swoje kompozycje – ręcznie robione karty z elementami roślin. Tak zarabia między innymi na podróże.

Szybka podróż
– Jechało mi się świetnie. z Polski do Luksemburga dotarłam w jeden dzień, tak samo z Luksemburga do Frankfurtu na samolot – mówi Teresa Bancewicz. – Na bilet trochę zarobiłam, ale pomogły mi też pieniądze Bolesławca. Jestem bardzo wdzięczna stowarzyszeniu Ziemia Bolesławiecka, które mnie wsparło.
Lot do Paryża, tam siedem godzin czekania i lot na Kubę. Do kraju Fidela pani Teresa przyleciała w nocy.
– Zaskoczyła mnie tam serdeczność policjantów – opowiada podróżniczka. – Pomogli mi rozbić namiot przed polską ambasadą i pilnowali całą noc, żeby nic mi się nie stało.
Hawanę Teresa Bancewicz zwiedzała autostopem, nawet taksówkarze nie chcieli od niej pieniędzy za kurs. Z Kubańczykami bez problemu znalazła wspólny język. Wspólna niechęć do USA i wspólny szacunek do Fidela Castro.
– Tam absolutnie nie czuje się tego ustroju, polityki, nikt tam nie odczuwa ujemnych stron systemu – mówi Bancewicz.
– Oni czekają tylko na zdjęcie amerykańskich restrykcji, a ja budziłam sobie sympatię swoimi antyamerykańskimi i antynatowskimi plakatami.

Zafascynowana Fidelem
Teresa Bancewicz jest daleka od polskiej politycznej poprawności, bo przecież wiemy, że na Kubie łamane są prawa człowieka i że to bastion komunizmu. Zaskakuje jej ocena działań wodza kubańskiej rewolucji.
– Nie ukrywam, że przed laty zapałałam do tego brodacza sympatią i interesowałam się nim przez lata – mówi pani Teresa. – Ludzie na Kubie go szanują, bo dużo dla nich zrobił. Hawana się rozwija, nie jest to taka bieda, jak się u nas wydaje.
Po Hawanie przyszedł czas na podróż po wyspie. Zardzewiałym pociągiem z lat czterdziestych, ale wygodnym wewnątrz, dostała sie do Manzanilo. Stamtąd postanowiła autobusem pojechać do Pilonu, aby pomieszkać trochę na plaży na morzem. – Dwa tygodnie codziennie pływałam i wylegiwałam się na plaży – wspomina podróżniczka.

Złodzieje są wszędzie
Z plaży i z Kuby wypędziły ją tropikalne deszcze. Nie miała hamaka, moskitiery, a jej namiot nie ma tropiku. Wróciła zatem do Europy. We frankfurckim porcie lotniczym spotkała ją niemiła przygoda. Złodzieje ukradli jej plecak z pamiątkami, ubraniami i sprzętem podróżniczki. Dzięki niemieckim policjantom dostała ciepłe ubranie i bilet do Bolesławca. Podróż miała się skończyć, ale tuż po podróżniczce dotarła do domu informacja, że plecak odzyskano.
– Jego przysłanie miało kosztować 50 euro, więc wolałam pojechać po niego autostopem – mówi pani Teresa. – W sześć godzin byłam we Frankfurcie.
W plecaku jednak nie było już fotografii rodzinnych i tych ze świata, z podróży. Zniknęły też złotówki.
– Teraz piszę listy do tych wszystkich ludzi, których tam poznałam, jestem bardzo szczęśliwa, jak po każdej podróży – mówi pani Teresa.
– O nowej podróży pomyślę na wiosnę – mówi królowa autostopu. – Jest jeszcze kilka krajów na świecie, w których nie byłam.
Autostop ma we krwi
– Furmankostop to jest taki autostop, ale zamiast samochodu są furmanki. Tak się jeździło przed wojną i tak jechałam jako czterolatka – mówi Teresa Bancewicz, która siedemdziesiąt lat temu uczepiona maminej spódnicy łapała furmanki. Był rok 1937. Jakaś droga między Sosnowcem a Wilnem. Jechały na Wilno – to była trzecia próba dotarcia do rodziny nieżyjącego już ojca Tereski, i lepszego życia.
Po wojnie była następna wędrówka, na ziemie odzyskane, liceum plastyczne we Wrocławiu, nakaz pracy w Jeleniej Górze, ślub z Janem Bancewiczem i dekorowanie wystaw sklepów. Pani Teresa rodzi syna i córkę. Wygrywa konkurs na projektantkę odzieży, potem projektuje wnętrza, robi zaoczne studium.
Przychodzi rok 1978 i czterdziestopięcioletnia kobieta rodzi swoje trzecie dziecko, drugiego syna o imieniu Miłosz.
– To bzdury, że kobieta 45-letnia nie może urodzić zdrowego i pięknego dziecka – mówi pani Tereska.
Wkrótce potem Miłek ma lat 11, Teresa w 1988 roku idzie na emeryturę, a Jan kończy pracę w jeleniogórskiej energetyce. Zamiast profilaktyki BHP, Jan maluje plenery Kliczkowa i Bancewiczowie, zauroczeni okolicą, postanawiają się osiedlić w pobliskim Przejęsławiu. Kupują dom, którego remont trwa do dziś.
Autostopem, pierwszy raz od epoki furmankostopu, Tereska wyrusza w świat, gdy ma lat 62. Furmanki zniknęły, ale powody podróży pozostały – rozpacz i desperacja.

Zachód to tranzyt
Z Przejęsławia jest bardzo daleko do Egiptu, Maroka, Tokio, Chin czy Iraku. Ale tylko pozornie.
– Pierwsza podróż to był rok 1996, miałam depresję, żyliśmy biednie, nie radziłam sobie z życiem – opowiada Teresa Bancewicz. – Wyjechałam stopem do Finlandii i tak się zaczęło.
Stały ekwipunek autostopowiczki to plecak (25- 30 kilogramów). W plecaku niewielkie i lekkie kompozycje plastyczno-roślinne, które idą nawet po 5 euro na zachodzie Europy lub w Tokio. Europa Zachodnia to dla niej tranzyt, tam sprzedaje swoje prace i zarabia na dalszą podróż w ciekawsze strony. Bo wszędzie poza Europą jest tak ciekawie.
W plecaku jest jeszcze namiot, prymitywna kuchenka na suche paliwo zrobiona z puszki. Mleko rozpuszczalne i płatki do mleka, i lekarstwa. Jeszcze słowniki, bo Teresa Bancewicz z każdego języka trochę umie, ale to trochę to jest bardzo mało. Choć według jej teorii niektóre słowa są prawie takie same w Hiszpanii i Japonii. Podobnie jak emocje, także te negatywne.
W niektórych rejonach świata nie jest dobrze być Polką, czyli mieszkanką kraju kochającego USA bez ograniczeń. Teresa Bancewicz za tę miłość się nawet wstydziła w Grecji, siedząc w pokoju z mieszkanką Kosowa, która właśnie dowiedziała się, że samoloty NATO zmieniły jej dom w pył. Pani Teresa rozumie, dlaczego egipski chłopak chce zabijać Amerykanów. Egipski chłopak entuzjastycznie reaguje na plakat powstały w Przejęsławiu. Na plakacie małpa palcem puka w głowę prezydenta Busha. Podpis: „Porozumienie gatunków”.
Wtedy w Atenach, kiedy Kosowo cierpiało, Teresa Bancewicz z innymi pikietowała ambasadę USA.

Fizjologia podróży
– Mnóstwo ludzi chce ze mną jeździć stopem po świecie, chce korzystać z mojego doświadczenia, ale nie wzięłabym na siebie takiej odpowiedzialności za drugiego człowieka. U mnie głowa rządzi organizmem, a do takiej dyscypliny długo się dochodzi. Głowa rządzi organizmem, a więc i fizjologią. Ludzie nie mają takiej dyscypliny. Nigdy nie proszę kierowców o zatrzymanie się za potrzebą, Załatwiam takie sprawy dopiero wtedy, kiedy dojadę na miejsce – mówi Bancewicz.
Autostop okazuje się lekiem na chandrę i sposobem na życie, zastępującym coraz bardziej sztukę – czyli cenione tkaniny i akwarele Teresy Bancewicz. Wycieczka autostopem do Egiptu koi ból lepiej niż siedzenie w domu. A bólu jest dużo, bo Miłek ginie tragicznie. Opisujący tę śmierć artykuł z lokalnej prasy staje się częścią plakatu Teresy Bancewicz.
– Jak wybieram taki rodzaj emocji, podróże, to muszę być gotowa na wszystko, ale podczas podróży wciąż bardziej boję się o rodzinę niż o siebie – dodaje.

Kiedyś
– Wiem, że któraś podróż będzie ostatnia – mówi autostopowiczka. – To się skończy, kiedy już nie będę mogła chodzić. Jeszcze Indie chciałabym zobaczyć, bo w zeszłym roku nie zdążyłam. Trzy miesiące na Azję, na Chiny i Japonię to było za mało.
Teresa Bancewicz skarży się, że fakty zaczynają uciekać jej z głowy.
– Nie zapominam spotkań, przeżyć, ale wysokości góry czy nazwy pięknego budynku mogę nie pamiętać. Pamiętam to, czego nauczyłam się przez te dwanaście lat jeżdżenia. Nauczyłam się uśmiechu, pogodności. Nauczyłam się tego, że do ludzi wszędzie i zawsze trzeba się uśmiechać. Bo za uśmiech każdy się odwdzięcza. •

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na boleslawiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto