18 ludzi zmarło, a 600 było rannych. W Iwinach doszło do prawdziwej tragedii
Jak duży musi być zbiornik, żeby pomieścił ponad dwanaście milionów metrów sześciennych błota? Tyle wody i szlamy wylało się na dawny Miotłówek w nocy z 12 na 13 grudnia. W wyniku pękniętej grobli życie straciło 18 osób, m.in. 14-letnia siostra Waldemara Dziuby.
– Dowiedziałem się że w Lubkowie, koło szybu Lubichów znaleziono jakąś dziewczynkę – wspominał Dziuba. – To jakieś trzy kilometry od mojego domu rodzinnego. Dziewczynki na miejscu jednak nie było, zabrano ją już do kostnicy do Bolesławca. Pojechałem tam i zobaczyłem ciało mojej czternastoletniej siostry. W tym czasie przywieźli też ciało pani Wieczorkowej i jej córki Krystyny Jońcy, która była w moim wieku.
Mieszkańcy Iwin nie przygotowywali się do zbliżających świąt Bożego Narodzenia. Na cmentarzu, znajdującym się tuż przy kościele chowali swoich bliskich. Krzyże zostały ustawione blisko siebie z datą 13 grudnia. Fala przyszła w środku nocy i poprzedził ją niepokój zwierząt oraz głośne ujadanie psów. Część mieszkańców myślała, że to powódź i próbowała uciekać na wzgórze, oby jak najdalej. Masa błota nie pędziła z dużą prędkością, ale ogromną siłą, która rwała domy i wszystko, co spotkała po drodze, obracała w kupkę gruzu.
Błoto zniszczyło ponad 100 domów i 400 gospodarstw rolnych. Ciała ofiar znaleziono nawet kilka kilometrów dalej.
Kopalnia dawała ludziom chleb i przyczyniła się do ich tragedii
Kopalnia Konrad była największą w Europie, w której wydobywano tu rudy miedzi i działała do 1989 roku. W 2017 roku wyburzono wielką halę - ostatni symbol tego miejsca. Do katastrofy doszło przez niewłaściwe rozpoznanie podłoża pod budowę przyszłej grobli. Zbiornik gromadzący odpady poflotacyjne znajdował się nad uskokiem tektonicznym i kiedy odpompowywano wodę z kopalni jej część podmyła groblę, więc w wyniku ciśnienia doszło do wyrzutu wody i szlamu.
– Pamiętam jak ojciec słuchał Radia Wolna Europa i podali informacje o naszej katastrofie. Podawali nazwiska ofiar. Wymienili tatę kolegi – opowiadał marszałek województwa Cezary Przybylski, wtedy sześciolatek z Bolesławca. – Potem okazało się, że tato kolegi żyje. Ale nawet takie informacje były jednak lepsze od naszych, bo u nas o tym prawie nie mówiono. „O tym”, czyli o pęknięciu grobli zbiornika osadowego w Iwinach.
O tragedii w Iwinach nie mówiono głośno. Na miejsce wysłano wojsko, a mieszkańcy Dolnego Śląska zbierali dla poszkodowanych żywność, odzież i pieniądze, ale informacja o rozmiarach dramatu przez wiele lat nie mogła ujrzeć światła dziennego. Do dziś niewiele osób o niej wie. Najbardziej żyje we wspomnieniach mieszkańców wioski.
Jak wyglądały Iwiny na chwilę po tragedii? Zobaczcie na archiwalnych zdjęciach fotoreportera z Gazety Robotniczej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?