Motyle w ogniu

MOTYLE, gmina Gromadka. Kilka godzin trwało gaszenie groźnego pożaru, który zagroził wsi Motyle.
- Susza jest tak straszliwa, że gdyby ogień zaatakował młodnik, pożar mógłby dotrzeć nawet do Szprotawy - mówi Stanisław Kozioł, komendant OSP w Gromadce.

Najprawdopodobniej przyczyną pożaru była iskra, którą wiatr wywiał z grilla. W niedzielne popołudnie ogień dotarł do zabudowań, strawił nieużytki i około 30 ha sosnowego lasu. Akcja gaśnicza trwała kilka godzin. Zdaniem strażaków, to jeszcze nie koniec zagrożenia. Służby leśne wciąż patrolują okolicę, a samoloty zrzucają hektolitry wody. Ratownicy zostaną na miejscu co najmniej do wtorku. - Do akcji wezwano ogromną ilość zastępów - mówi Stanisław Kozioł, komendant OSP z Gromadki. - Pomagały służby z okolicznych nadleśnictw, z Wrocławia przyleciały dwa dromadery.
Na szczęście zmienny wiatr odwrócił płomienie od Motyli. Ogień był już bardzo blisko. Istniało realne zagrożenie, że wedrze się do wsi. Nikt nie ucierpiał w akcji. Jednak straty w przyrodzie są ogromne. - Nasze lasy zaczęły pomału odradzać się po pożarze, który zniszczył je 20 lat temu - mówi Stanisław Kozioł. - Apeluję do wszystkich ludzi o szczególną ostrożność. Teraz wystarczy nawet maleńka iskra i tragedia gotowa. - Na miejscu wciąż działa pięć zastępów, a samoloty zrzucają wodę - mówi mł. kpt. Piotr Pilarczyk, który patroluje pogorzelisko. - Wiele wskazuje na to, że ogień wyszedł z pobliskich zabudowań. Akcja jest bardzo trudna. Wyeksploatowany sprzęt odmawia posłuszeństwa. - W całym ubiegłym roku wyjeżdżaliśmy do około 30 pożarów lasu, a w tym, było ich już chyba ze trzysta. Przy okazji nieszczęścia, na jaw wychodzą wszystkie zaniedbania. Ogień strawił pola, które nie wiadomo do kogo właściwie należą. Akcję utrudniają pozarastane rowy, które zamiast chronić przed rozprzestrzenianiem się ognia, same wymagały gaszenia.