Mieszkaniec Bolesławca skarży strażników

Prokuratura nadał zajmuje się sprawą pobicia Edwarda Iwanowskiego przez strażników miejskich
Mężczyzna, który złożył doniesienie latem tego roku, twierdzi, że został zatrzymany bez powodu i był wożony po mieście aż w końcu wywieziony na most nad Bobrem. Tam strażnicy mieli go bić i straszyć zrzuceniem do rzeki. Potem zawieźli go na komendę policji. Strażnicy ukarali ponadto zatrzymanego mandatem w wysokości 200 zł za zakłócanie ciszy nocnej. Mandat uchylił bolesławiecki sąd, bo strażnik źle wypełnił blankiet.

– W bloczku mandatowym wpisał wszystkie dane, ale nie wpisał imienia i nazwiska ukaranego – tłumaczy Emil Zając, komendant straży. – Po prostu popełnił błąd, to się zdarza każdemu.
Czy był to jedyny błąd popełniony podczas feralnej interwencji w sierpniu tego roku, wykażą śledczy.
Iwanowski twierdzi, że mandat przyjął ze strachu przed zapowiadanym większym laniem. Ból głowy, fatalne samopoczucie i ślady po uderzeniach sprawiły, że następnego dnia rano poszedł na pogotowie. Zatrzymano go na cztery dni na obserwacji w szpitalu. Miał guzy na głowie i siniaki na rękach. Prokuratora przesłuchała Iwanowskiego i strażników, ale na razie nie podjęto decyzji, czy i jakie zarzuty usłyszą funkcjonariusze.
Komendant Zając mówi, że wewnętrzne dochodzenie w straży miejskiej nie potwierdziło wersji Iwanowskiego.
– Wynika z niego, że skarga na strażników jest bezzasadna – mówi Zając. – Przebieg interwencji był zupełnie inny niż podaje ten mężczyzna.
Komendant straży postanowił nie darować zatrzymanemu mandatu. Pisze wniosek do sądu o ukaranie już nie w trybie postępowania mandatowego, a w postępowaniu zwyczajnym. Wobec strażników uczestniczących w patrolu nie było dotychczas żadnych skarg. Jeden z nich pracuje w strażach miejskich już 13 lat, m.in. w we Wrocławiu i Legnicy.