- Zgłosiłyśmy się do Marka K. we trzy - opowiada Sylwia. - Zapewniał w nas, że w Niemczech czeka nas dobrze płatna praca. Tymczasem przeżyłyśmy szok. Czułyśmy się jak na bazarze niewolników. Rodziny, które miały być Polskie, okazały się rodzinami cygańskimi. Panowie oglądali nas jak towar i wybierali tę, która się im spodobała. A zarobki okazały się trzykrotnie niższe.
Miały zarobić
Sylwia M. mieszka wraz mężem i dwójką dzieci w jednej z podbolesławieckich wsi.
- Sytuacja materialna naszej rodziny jest bardzo trudna - mówi Sylwia. - Utrzymujemy się z około 400 złotych. Kiedy zaproponowano mi wyjazd do pracy w Niemczech myślałam, że nareszcie będziemy mieli szansę na normalne życie.
O możliwości wyjazdu do pracy Sylwia dowiedziała się od swojej kuzynki, mieszkającej w tej samej wsi. Powiedziała, że Marek K. mieszkający w Płuczkach Górnych poszukuje trzech kobiet do opieki nad dziećmi, które miały pracować u rodzin polskich zamieszkałych w Essen i za miesiąc pracy otrzymać 1000 DM.
Jak towar
- Zgłosiłyśmy się do Marka K. we trzy - opowiada Sylwia. - Ja, kuzynka i jej koleżanka. Marek powiedział nam, że zawiezie nas do Niemiec. Zapewniał, że praca jest lekka i co najmniej na dwa miesiące.
W przedostatnią sobotę wrześnie kobiety znalazły się w Essen.
- To był szok - mówi Sylwia. - Czułyśmy się jak na bazarze niewolników. Rodziny, które miały być Polskie, okazały się rodzinami cygańskimi. Nikt nie znał języka polskiego. Panowie oglądali nas jak towar i wybierali tę, która się im spodobała. Marek skasował za każdą z nas po 200 DM.
Sylwia trafiła do rodziny w której było troje małych dzieci. Ale jak się szybko okazało, opieka nad nimi nie byłą jedyną pracą, jaką miała wykonywać.
- Od rana do wieczora sprzątałam, prałam, robiłam zakupy i zajmowałam się dziećmi - skarży się Sylwia. - Nie miałam swojego pokoju a ubrania trzymałam w łazience. Po tygodniu okazało się, że pracuję nie za 1000 ale za 300 marek miesięcznie. Po jedenastu dniach uciekłam, bo szef zaczął się do mnie dobierać.
Koleżanki Sylwii uciekły z pracy na drugi dzień.
Pośrednik zniknął
Próbowaliśmy skontaktować się z Markiem K. Niestety, nie odbiera telefonu. Jego żona twierdzi, że nie wie gdzie jest mąż, bo niedługo się rozwodzą. O miejscu pobytu Marka K. nie chce mówić też jego rodzina.
- Nie jest to odosobniony przypadek - mówią policjanci z KPP w Bolesławcu. - Już kilka razy dostaliśmy zgłoszenia o podobnych wypadkach. Dotyczyły one pracy w Niemczech, Włoszech i Hiszpanii. Wyjeżdżając, kobiety muszą bardzo głęboko rozważyć swoją decyzję. Każdy wyjazd „w ciemno” ponosi za sobą duże ryzyko.
Widowiskowy egzamin dla policyjnych wierzchowców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?